Mam tutaj Imagina ktorego pisalam 2 dni xdd specjalnie dla niesamowitej pisarki ktora ostatnio dodala mi gdziesz z +127846251937362 do pewnosci siebie <3 Mowie o tobie, Dagmara Muzyka <3
________________________________________________________________________________
"Bo dzieci są najważniejszym skarbem dla rodziców."
Mroźny,
sobotni wieczór. Siedzisz w domu i opiekujesz się swoją trzyletnią
siostrą Emily. Twoi rodzice zostali zaproszeni na jakieś ważne spotkanie
i zostawili cię z małą. Na początku świetnie sobie radziłaś. Potrafiłaś
wynaleźć dla siostry mnóstwo ciekawych zabaw, odgadywałaś jej potrzeby,
wszystko szło świetnie. Dobiegała dziewiętnasta. Mała zaczęła marudzić.
- Co się stało bąbelku? - spytałaś biorąc Emily na ręce. - Jesteś głodna? - spytałaś. Mała skinęła główką. - A co byś zjadła?
- Frytki – odparła.
-
A skąd ci ja teraz wezmę frytki? - zdenerwowałaś się. Poszłaś do kuchni
i zajrzałaś do lodówki. Było tam chyba wszystko oprócz frytek. Zaczęłaś
więc proponować siostrze coraz to nowe potrawy, ale za każdym razem
dziewczynka protestowała. Chciała tylko frytki i nic innego nie
wchodziło w rachubę. - Dobra, wygrałaś, dostaniesz te frytki – odparłaś
zrezygnowana. „Ale kto zostanie z Emily?” - pomyślałaś i złapałaś się za
głowę. Jakbyś zadzwoniła po nianię, ta przyjechała by po godzinie,
kiedy mała wariowałaby już z głodu. Babcia mieszka za daleko, ciocia tak
samo... Przejrzałaś kontakty w telefonie. Harry. Tak, idealnie. Może
akurat on mógłby ci pomóc? Zadzwoniłaś.
- The number you are trying
to reach is currently.. free. How can I help you babe? - usłyszałaś głos
swojego chłopaka i zaczęłaś się śmiać. - No, co jest? - ponaglał cię.
- Harry, masz może wolną godzinkę lub dwie, w przedłużeniu do jutra? - spytałaś.
- Mam rozumieć, że proponujesz mi randkę? - czułaś jak Styles się uśmiecha.
- Nie, niestety nie, ale byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyś zgodził się zaopiekować Em...
-
Okej, nie ma sprawy – odparł od razu. Odetchnęłaś. - A co takiego się
stało, że nie możesz z nią zostać, hm? - zaczął dociekać.
- Mała
zażyczyła sobie frytki, a najbliższy supermarket jest dwadzieścia minur
drogi stąd, nie mówiąc o McDonaldzie albo Nando's.
- Dobra, będę za chwilkę – przesłał ci wirtualnego całusa i się rozłączył.
-
Emily, wujek Harry się tobą zaopiekuje! - oznajmiłaś siostrzyczce.
Bardzo się ucieszyła. Nie czekałaś nawet dziesięciu minut, kiedy
usłyszałaś dzwonek do drzwi. Otworzyłaś Harry'emu. Na powitanie
pocałował cię w policzek i mocno przytulił, a potem poszedł do Emily.
Ubrałaś się i szybko poszłaś do sklepu. Doszłaś na miejsce po jakichś
piętnastu minutach (minusy mieszkania na obrzeżach Londynu). Wyjęłaś z
chłodni dwie paczki frytek i poszłaś do kasy. Kasjerka obrzuciła cię
uważnym spojrzeniem.
- Ty jesteś dziewczyną Harry'ego Stylesa? - spytała.
- Em.. tak – przytaknęłaś.
- Szczęściara – mruknęła. - To będzie razem pięć funtów i dwanaście pensów.
-
Dzięki. Do zobaczenia – uśmiechnęłaś się do sprzedawczyni i wyszłaś.
Droga powrotna bardzo ci się dłużyła. Mimo, że starałaś się iść szybko,
nogi jakoś odmawiały ci posłuszeństwa. Przystanęłaś na chwilę, żeby
złapać oddech. Usłyszałaś, jak coś charczy. Jak na ucho, odgłos
pochodził z pobliskich krzaków!
- Ślepa świnia! - usłyszałaś przerażający rechot.
-
Wynoś się stąd! - krzyczał ktoś ukryty w krzakach, na przemian charcząc
i plując. Skrzywiłaś się i jak najszybciej pobiegłaś w stronę domu.
Cała zdyszana weszłaś do środka. O dziwo, w salonie nikogo nie było.
Zdjęłaś buty, kurtkę i poszłaś do kuchni. Harry siedział z Emily przy
stole i grał z nią w grę planszową o Kopciuszku. Uśmiechnęłaś się na
widok chłopaka. Uwielbiałaś jego podejście do dzieci. Kochał je i mógł z
nimi siedzieć godzinami. Wyciągnęłaś frytki z opakowań i usmażyłaś je
na patelni. Po chwili cała góra ziemniaczanych przysmaków stała przed
wami na stole. Hazza pocałował cię słodko i wziął jedną z frytek. Nie
minęło nawet dwadzieścia minut, a na talerzu już nic nie było.
-
Najadłaś się, mój łakomczuszku? - spytałaś Emily. Dziewczynka
energicznie pokiwała głową i oblizała palce. Czyli najwidoczniej jej
smakowało. Hazza uśmiechnął się do ciebie, a potem poszedł z małą do
pokoju, żeby poczytać jej na dobranoc. Zostałaś w kuchni sama.
Pozmywałaś, wyczyściłaś blat z tłustych odcisków palców Em, a potem
położyłaś na stole obrus. Na palcach zakradłaś się do pokoju siostry.
Gdy zobaczyłaś śpiącą małą, trzymającą się kurczowo Hazzy, łezka
zakręciła ci się w oku. Chłopak spojrzał na ciebie z czułością i pokazał
gestem, żebyś do niego podeszła.
- Jak odczepić tą małą pijawkę od siebie? - spytał szeptem, delikatnie głaszcząć lśniące loki dziewczynki.
- Masz, to jej misiek – podałaś Harry'emu przytulankę. - Daj jej go – uśmiechnęłaś się.
- Cóż, wątpię żeby ten misiek był choć w połowie tak fajny jak ja – odparł i mocno cię pocałował.
- No oczywiście, nie ma nikogo lepszego od ciebie – odwzajemniłaś pocałunek.
- My też będziemy takie mieli, prawda [T.I.]? - delikatnie ugryzł płatek twojego ucha.
-
Jasne że tak Styles – zaśmiałaś się. Na palcach wyszliście z różowego,
obklejonego plakatami księżniczek Disneya pokoju Emily i poszliście do
twojego. Harry zaczął cię namiętnie całować, a potem... chyba nie muszę
mówić co było potem.
Każdy dzień to odrobina życia: każde
przebudzenie, to odrobina narodzin, każdy poranek, to odrobina młodości,
każdy sen zaś, to natomiastka śmierci. "
Obudziłaś się
nadzwyczaj wypoczęta. Miejsce obok ciebie było puste... Harry już wstał.
Powoli zwlekłaś się z łóżka i wciągnęłaś na siebie legginsy i luźną
koszulkę. Przeczesałaś palcami włosy i wyszłaś do kuchni. Zawiódł cię do
niej słodki aromat karmelu i wanilii. Hazza stał przy kuchence i
podrzucał do góry naleśniki. A przy stole siedziała Emily. Przytuliłaś
siostrę na powitanie.
- [T.I.], a wujek robi mi naleśniki! -
krzyknęła wesoło i klasnęła w rączki. Uśmiechnęłaś się do niej i
usiadłaś na krześle obok.
- A jak ci się udało go do tego zmusić?
-
Poprosiłam. Ładnie poprosiłam, prawda Harry? - spojrzała z nadzieją na
Loczka, który z wielką pasją oddawał się smażeniu naleśników.
-
Prawda smerfetko – odpowiedział miękko. - Pierwsza porcja naleśników z
owocami i karmelem dla małej księżniczki gotowa! - powiedział, po czym
postawił przed Emily talerz z pięknie wyglądającym posiłkiem.
- Jak w bajce... - szepnęła z zachwytem dziewczynka i wzięła się do jedzenia.
- Niall by się ucieszył – zaśmiałaś się.
-
I to jak – uśmiechnął się Harry. - Druga porcja naleśników z owocami i
karmelem dla królowej mojego serca także gotowa! - dodał i wręczył ci
talerz.
- A dla ciebie? - spytałaś.
- Dla mnie też jest –
zapewnił cię. - A więc, trzecia porcja naleśników z owocami i karmelem
dla króla naleśników z owocami i karmelem, czyli mnie, gotowa!
-
Ach, ty i ta twoja skromność! - zaśmiałaś się i cmoknęłaś go w nos.
Zjedliście w spokoju śniadanie, a potem zaczęliście się zastanawiać co
by tu zrobić, żeby mała się nie nudziła. Zgodnie wybraliście, że
pójdziecie do ZOO. Mała bardzo się ucieszyła. Podczas gdy ty próbowałaś
przekonać Emily, że cienka różowa sukienka to nie dobry pomysł na
piętnastostopniowy mróz, Harry poszedł odśnieżać samochód. Wyjechaliście
z domu około dwunastej. Szliście przez ZOO trzymając małą za ręce i
pokazując jej różne zwierzątka. Co z tego, że różni ludzie rzucali wam
wzgardzające spojrzenia? Robili to dlatego, nie wiedzieli czy Emily jest
twoją siostrą, czy córką. Ważne było to, że dziewczynka była
szczęśliwa. Po zwiedzeniu całego ZOO, zdecydowaliście, że pójdziecie na
obiad do McDonalda – ulubionego miejsca Emily. Zamówiliście jej zestaw
Happy Meal, a sami zadowoliliście się jedynie kawą. Oboje nie lubiliście
fastfoodów i trzeba było przyznać, że nawet w kawie którą piliście czuć
było chemiczny posmak. Około siedemnastej wyczerpały wam się plany
odnośnie dzisiejszego dnia. Włóczyliście się bez celu po mieście,
wchodząc do wszystkich sklepów z zabawkami po drodze. W końcu najmłodszy
element twojej rodzinki zaproponował:
- Pójdźmy do kina!
- Kino? - zastanowił się Harry. - No, niezła propozycja młoda! - przybił Emily piątkę.
-
Wiem Harry – uśmiechnęła się dziewczynka i poprosiła by Hazza wziął ją
na barana. Do kina nie było daleko, więc postanowiliście się przejść.
Twój chłopak słodko wyglądał z małym, śmiejącym się bąblem na ramionach.
Złapałaś go za wolną rękę i lekko się do niego przybliżyłaś. Emily
zaczęła krzyczeć na całą ulicę: - Zakochana para, Harry i [T.I.]!!!
- Och, przytkaj się słoneczko – skarciłaś ją.
-
Co chcesz, prawdę mówi! - odezwał się Styles. Obejrzeliście cudowny,
wzruszający film noszący tytuł „Renifer Niko ratuje święta”. Twojej
siostrze bardzo się podobał. Skakała z radości, w momencie gdy
dowiedziała się, że mały Niko jednak uratował Boże Narodzenie. Do domu
wróciliście około dwudziestej. Emily była wycieńczona. Razem
wykąpaliście ją i ułożyliście do spania.
- Wiesz co [T.I.]? -
odezwała się chwytając cię za rękę. - To był najcudowniejszy dzień w
moim życiu. Kocham cię – ucałowała cię w policzek. Myślałaś, że się
rozpłyniesz ze wzruszenia.
- A mnie to nikt nie kocha? - przypomniał się Harry.
- Ciebie też kocham wujku – odparła Em i przetarła oczy ze zmęczenia.
- Dobranoc kochanie – powiedziałaś.
-
Dobranoc [T.I.], dobranoc Harry – wyszeptała i zamknęła oczy, zapadając
w głęboki sen. Wyszliście po cichu z jej pokoju i zdecydowaliście, że
pójdziecie na spacer. Szliście wieloma krętymi uliczkami trzymając się
za ręce i rozmawiając. Zrobiło wam się zimno. Wróciliście do domu i
usiedliście na twoim łóżku.
- Dawno się tak nie zmęczyłem jak dzisiaj – odparł Harry. - A dodatkowo strasznie boli mnie kark.
- Rozmasować ci? - spytałaś.
-
Jakbyś była tak dobra – uśmiechnął się zadziornie. Usiadłaś za nim i
zaczęłaś powoli masować spięte mięśnie na szyi chłopaka. Harry co chwilę
pomrukiwał, a ty się z niego śmiałaś.
- Już? - zapytałaś po chwili.
-
Pewnie, kochana jesteś – pocałował cię w usta i położył się na łóżku
kładąc głowę na twoich kolanach. Przez chwilę patrzyliście tylko w swoje
oczy, pozwalając minutom marnować się na nicnierobieniu. Harry zaczął
nucić pod nosem Little Things, głaszcząc twoją dłoń. Przytuliłaś kudłatą
głowę chłopaka do siebie i czule pogłaskałaś go po jego uroczych
loczkach.
- Mamusiu, nie przestawaj, tak mi dobrze... – wymruczał.
- Dobrze syneczku – zaśmiałaś się i cmoknęłaś go w czoło.
-
Ej, [T.I.] - powiedział, spoglądając ci w oczy z nagłym ożywieniem. -
Wyobrażasz to sobie? My, w naszym własnym domu, siedzący sobie w kuchni i
popijający poranną kawę, a koło nas taki malutki, roczny szkrab
pełzający po podłodze? Darcy.. albo Emily... Albo Lilly – rozmarzył się.
- A chłopczyk? Louis... albo Michael. -Siedziałaś z głową opartą o
zagłówek łóżka, rozmyślając sobie o wszystkim i o niczym. Hazza bawił
się twoimi włosami i podśpiewywał cicho piosenki. W tej chwili było coś
tak wyjątkowego, że chciałaś żeby trwała wiecznie. Delikatnie
zachrypnięty głos Harry'ego, powietrze przepełnione zapachem róż,
zmysłowe światło i wszechogarniające ciepło... Twoja definicja
szczęścia.
2 LATA PÓŹNIEJ
- Wróciłem! - zawołał Harry wchodząc do domu.
- Cześć kochanie – odparł całując cię w policzek. - Jak tam nasze maleństwo? - spytał głaszcząc cię po wypukłym brzuchu.
- Rośnie całe i zdrowe – uśmiechnęłaś się.
- Już wiesz?
- Co wiem?
- Czy to będzie dziewczynka?
- Dziewczynka – przytaknęłaś.
- Darcy.. Zgódź się na Darcy – poprosił, składając na twoich ustach miękki pocałunek.
- Skoro tak ładnie prosisz... – zaśmiałaś się. - Jeszcze dwa miesiące i wyjdzie zobaczyć swojego cudownego tatusia.
- I jeszcze bardziej cudowną mamusię...
"Baby, you don't have to worry
I'll be coming back for you Back for you Back for you You..." - [T.I.], muszę wyjechać - oznajmił Harry, gdy siedzieliście sobie na kanapie i spokojnie oglądaliście film.
- Na jak długo? - spytałaś.
Chłopak długo nie odpowiadał. Siedział w milczeniu i ze smutkiem patrzył
ci w oczy. Tobie też było smutno. Dziecko miało przyjść na świat za
niecałe dwa miesiące i bardzo pragnęłaś, by Harry był przy tobie tego
dnia. Zniecierpliwiona spytałaś jeszcze raz:
- Na jak długo?
- Dwa miesiące... - odparł i schował twarz w dłoniach. - Tak bardzo
przepraszam! Nawet nie wiesz jak bardzo nie chcę nigdzie wyjeżdżać!
- Spokojnie, Harry, nie ma sprawy. Rozumiem: praca, praca, praca. Nic
więcej. Jakbym w międzyczasie umarła, dam ci znać - uszczypnęłaś go w
udo.
- Ale [T.I.], tak mi głupio! Obiecałem, że będę przy tobie, że ci pomogę, że cię nie opuszczę i będę się tobą opiekował...
- Styles, nie rozczulaj się, nic się nie dzieje. Będziesz dzwonił, prawda? - uśmiechnęłaś się.
- Oczywiście.
- No widzisz? A kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro rano.
***
- Mogę pisać i dzwonić za każdym razem gdy będę tęsknił? - spytał Harry, żegnając się z tobą na lotnisku.
- Oczywista oczywistość - pocałowałaś go i klepnęłaś w ramię na pocieszenie.'
- Ale jesteś pewna, że dasz sobie radę?
- Jestem pewna - zapewniłaś go po raz setny dzisiejszego dnia.
- Okej.. - odparł i głośno wypuścił powietrze z płuc. - Będę tęsknił - przytulił cię po raz ostatni i zniknął w tłumie.
- Ja też - szepnęłaś pod nosem.
Poczułaś w kieszeni pozytywne wibracje. Wyjęłaś telefon i odczytałaś
przed chwilą dostanego SMS-a. "Już tęsknię. xx". Od Harry'ego.
Próbowałaś odszukać go w tłumie, ale za Chiny nie mogłaś go wypatrzyć.
Po chwili przyszedł kolejny SMS o takiej samej treści. Po dziesięciu
minutach było ich już dwadzieścia. "Harry, nie szkoda ci pieniędzy?" -
odpisałaś i pojechałaś do domu.
*** Dni bez Harry'ego ciągnęły się w nieskończoność. Każdego dnia
gdy wstawałaś, brakowało ci jego ciepła i czułych słówek szeptanych do
ucha. Dom bez niego już nie był tym samym domem. Wydawał się być
pozbawiony duszy, pusty, smutny. Tak jak ty, kiedy jego nie było obok.
Siedziałaś ze swoją przyjaciółką Niną i jej chłopakiem w parku. I wtedy
poczułaś, że to już ten czas. Że mała Darcy już chce wydostać się na
świat. Zaczęłaś krzyczeć i prosić, żeby Nick (chłopak Niny) zawiózł cię
do szpitala, bo właśnie zaczęłaś rodzić. Chłopak spanikował i nie
wiedział co ze sobą zrobić. Latał w tą i z powrotem, zupełnie bez celu.
- Nick! Ogarnij się wreszcie i zrób coś przydatnego! - krzyknęła na niego Nina. - Zawieź ją! No dawaj, co się ociągasz?!
- Nina, zadzwoń do Hazzy - poprosiłaś i podałaś jej telefon.
Patrzyłaś jak dziewczyna drżącymi palcami wybiera numer chłopaka i
przykłada telefon do ucha, odliczając sygnały. Przybiegł Nick. Wziął cię
na ręce i zaniósł do samochodu. Zaraz za wami pędziła Nina, usiłując
dodzwonić się do Harry'ego. Z minuty na minutę czułaś się coraz gorzej,
ale wiedziałaś że musisz wytrzymać. "Jeszcze tylko chwilę" - mówiłaś
sobie w myślach. "Tylko chwila i już będę w dobrych rękach."
Zajechaliście pod szpital. Nick wbiegł do środka z krzykiem: proszę się
odsunąć, ona rodzi! Podszedł do was jakiś lekarz i powiedział, żeby nie
panikować i oddychać spokojnie, bo zaraz ktoś się wami zajmie.
Dokładniej tobą. No i przyszedł. Lekarz, na oko po pięćdziesiątce, bez
ani jednego włosa na głowie. Mimo tego, że nie miał ani rzęs ani brwi,
wyglądał całkiem sympatycznie. A potem powiedział, żebyś się nie
denerwowała i poszła za nim. I poszłaś.
Perspektywa Harry'ego: Zerknąłem na telefon. 16 nieodebranych
połączeń od [T.I.]. Spanikowałem. To musiało oznaczać, że zaczęła
rodzić. Zacząłem się pakować. Nie wziąłem wszystkiego, jedynie
najistotniejsze rzeczy. Pobiegłem do pokoju Louisa i szybko
wytłumaczyłem mu o co chodzi. Zrozumiał. Nawet nie próbował mnie
zatrzymać.
Wziąłem pierwszy samolot do Londynu i poleciałem. Czułem, że i tak jest
za późno, że ją zawiodłem. Przez cały lot siedziałem z twarzą w
dłoniach, modląc się, by wszystko było dobrze. Gdy doleciałem na
miejsce, od razu pojechałem do szpitala. Wiem, szpitali w Londynie jest
całe mnóstwo, ale podświadomie skierowałem się do jednego z nich.
Przywitała mnie jakaś starsza pani, która akurat była na recepcji. Czy jak to się nazywa...
- Tak?
- Czy jest tutaj [T.I.] Styles? - spytałem, uświadamiając sobie nagle, że z nerwów przegryzłem dolną wargę.
- Zaraz sprawdzę, proszę poczekać - odparła i zaczęła bardzo powoli przeglądać bazę danych.
- Jest? - chciałem wiedzieć.
- Spokojnie, nie pali się.
- Proszę szybciej, to naprawdę bardzo ważne - zacząłem się trząść.
- A więc... jest. Ale nie może pan do niej iść, jeszcze nie urodziła.
- Ale proszę mi powiedzieć, gdzie jest - chciałem wiedzieć.
- Sala 36. Tym korytarzem w lewo, potem w prawo, znowu w lewo i to są
trzecie drzwi na prawo. Jest nawet plakietka "odbieranie porodów".
- Okej, dzięki.
- Pierwsze? - spytała.
- Co pierwsze? - spytałem zdezorientowany.
- Dziecko...
- Aha, tak, pierwsze - odparłem.
Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem. A ja pognałem jak najszybciej
pod tą salę. Zerknąłem przez przeszklone drzwi. [T.I.] leżała na łóżku, a
obok niej kręciły się dwie położne i jakiś lekarz. Pomachałem do niej
przez drzwi, próbując udawać, że jestem spokojny. Zauważyła mnie i
momentalnie się uśmiechnęła. Ulżyło mi.
Usiadłem na krześle. Zacząłem stukać butami o podłogę, potem wyłamywać
palce, a nawet zacząłem czytać czasopisma ze stojaków na korytarzu. Nie
mogę wyrazić tego, jak bardzo się denerwowałem. Ostatecznie usiadłem,
opierając łokcie a udach i podpierając głowę na rękach złożonych jak do
modlitwy. Nie wiem ile czekałem na przyjście lekarza. Długo. Podszedł do
mnie i ścisnął moją rękę mówiąc:
- Gratuluję ślicznej córki.
Zacząłem skakać z radości. Pod wpływem impulsu pocałowałem tego lekarza w
jego kompletnie łysą głowę. Biegłem przez korytarz krzycząc: JESTEM
OJCEM! Staruszki na sali przyjęć posyłały mi przyjazne spojrzenia.
Czułem się tak znakomicie...
Gdy trochę się uspokoiłem, wszedłem do sali na której leżała [T.I.].
Zastałem ją bladą z wysiłku i zlaną potem. Ucałowałem jej gorące czoło i
szepnąłem:
- Mamy dziecko. Naszą małą, kochaną Darcy.
Łzy pociekły mi z oczu. [T.I.] pogłaskała mnie po głowie i lekko się uśmiechnęła.
- Tak Harry, mamy dziecko - powtórzyła. Była zmęczona, ale szczęśliwa.
- Widziałaś ją już? - spytałem.
- Jeszcze nie - odparła.
I wtedy do sali weszła położna z nowo narodzonym człowieczkiem owiniętym
w niebieski kocyk w owieczki. Moją córką. Spojrzałem na to śliczne małe
stworzenie. Było takie ciche, spokojne, niewinne. Poczułem, jak moje
oczy robią się mokre od łez.
- Mogę ją wziąć na ręce? - spytałem ledwie słyszalnie. Ze wzruszenia nie mogłem wykrztusić z siebie słowa.
- Proszę.. ale ostrożnie - ostrzegła mnie kobieta.
Po chwili trzymałem małą w swoich objęciach. Słyszałem jej cichy
równomierny oddech. Pocałowałem jej czółko, dotknąłem malutkiej rączki.
Każda część jej ciała była taka kochana, taka inna...
- Darcy - szepnąłem i oddałem córeczkę położnej.
- Słucham?
- Będzie się nazywała Darcy - odparłem.
Położna pokiwała głową i wyszła z sali.
- Jest cudowna, prawda? - spytałem [T.I.]
- Cudowna - przytaknęła i zamknęła oczy. Po chwili już spała.
SZEŚĆ LAT PÓŹNIEJ: - Darcy, wstawaj bo spóźnisz się do szkoły! - krzyknąłem budząc córeczkę ze snu. - Tatusiu,
boję się - wyznała. - A jak mnie tam nie polubią? - Ciebie? Mają CIEBIE
nie polubić? - zdziwiłem się. - Daj spokój smerfetko, będzie dobrze.
- Naleśniki! - usłyszeliśmy dźwięczny głos [T.I.] z kuchni.
Poszliśmy razem z Darcy do stołu. [T.I.] postawiła przed małą talerz
naleśników z owocami i karmelem, jej ulubionymi. Dziewczynka przytuliła
mamę na powitanie i zaczęła zachwycać się naleśnikami.
- Jak w bajce - szepnęła.
I wtedy spojrzałem na [T.I.]. Przypomniał mi się ten dzień, kiedy Emily
prosiła mnie o naleśniki i kiedy patrzyła w talerz tak samo zauroczona
jak teraz Darcy.
- Słoneczko, co powiesz na to, żebyśmy po południu poszli do ZOO? - spytała [T.I.]
"Deja vu" - pomyślałem. Posłałem swojej żonie ciepły uśmiech. Ona też pamiętała ten dzień.
________________________________________________________________
I jak sie spodobalo.?
Jest cudowny :3 Najlepszy imagin ze wszystkich i bardzo dziękuję za dedyka, ale nie jestem "cudowną pisarką" :P Jeszcze raz dziękuję :*
OdpowiedzUsuńDziekuje, ale ten Imagin mi zle wyszedl :d a Ty jestes wspaniala pisarka <33!
Usuń